Gdybyśmy mieli zapytać przeciętnego fana motoryzacji o wymienienie wszystkich modeli Mercedes-Benz, z drzwiami unoszonym do góry (znane jako „skrzydła mewy”) z pewnością wymieniłby kultowego 300 SL Gullwing oraz SLS AMG. Niewielu jednak wie, że w 1970 roku, podczas targów w Genewie, Mercedes pokazał model, do którego wsiadało się w podobny sposób. Ten kosmiczny, jak na wczesne lata 70-te, projekt to legendarny C 111. Jednak unoszone do góry drzwi i chowane podwójne reflektory, nie były jedynymi nietypowymi rozwiązaniami zastosowanymi w tym aucie. Warto także wspomnieć, że był to pierwszy na świecie samochód, zaprojektowany w całości przy użyciu komputerów. Cyfrowo opracowano nie tylko karoserię, ale także dokonano obliczeń obciążeń dynamicznych.
Laboratorium na kołach
Futurystyczny C111 był tak naprawdę jeżdżącym laboratorium, testującym wizje producenta ze Stuttgartu na temat przyszłości motoryzacji. W dobie współczesnych mu masywnych i raczej kanciastych konstrukcji, wyróżniał się lekkością oraz aerodynamiczną sylwetką. Za jego wygląd urzekający do dziś, odpowiedzialne było studio projektowe prowadzone przez legendarnego Bruno Sacco. Samochód o wysokości zaledwie 112 cm, i z 262-centymetrowym rozstawem osi, posiadał karoserię z tworzywa sztucznego, wzmocnionego włóknem szklanym. Ultralekki pojazd, nawet jak na dzisiejsze standardy, mógł rozpędzić się do 300 km/h. W drugim etapie rozwoju, już jako C 111-II, pod maskę otrzymał nietypową jak na Mercedesa, jednostkę silnikową. Był to czterowirnikowy silnik Wankla, a więc z tłokiem obracającym się wewnątrz cylindra. Jego moc maksymalna wynosiła aż 350 KM. O ile konkurencyjne auta sportowe, jak np. Porsche 917-10, lub Lola T70, wymagały uzyskania odpowiedniej siły docisku przy użyciu potężnych spoilerów, tak C 111 mógł się z powodzeniem obejść bez nich. Po serii testów z wykorzystaniem silnika Wankla, producent zdecydował się w dalszych etapach rozwijać projekt już z 3,5 litrową jednostką V8 Mercedesa.
Nieosiągalny obiekt pożądania
Wraz z targowym debiutem, Mercedes C 111 od razu wzbudził pożądanie najzamożniejszych miłośników motoryzacji na świecie. Zaczęli oni wysyłać do Stuttgartu czeki in blanco oraz proponować zawrotne kwoty, żeby tylko móc dołączyć go do swoich kolekcji. Producent nie pozostawiał jednak złudzeń – C 111 miał być tylko eksperymentalną platformą projektową, która nigdy nie wejdzie do seryjnej produkcji. Poza udziałem w próbnych jazdach testowych na torze pod Genewą, oraz w wystawach i pokazach prasowych, jego drogowa historia nie miała kontynuacji. Na bazie modelu z 1970 roku, rozwijano natomiast kolejne prototypy, bijące torowe rekordy prędkości. Co ciekawe, w momencie, gdy zakładano że trafi on na rynek, miał być małym, niedrogim autem sportowym ze wspomnianym silnikiem Wankla, pozycjonowanym cenowo niżej od modelu SL Pagoda. Prawie wszystkie wyprodukowane egzemplarze, pokryto bardzo charaketerystycnzym lakierem Weissherbst, który nawet dziś robi piorunujące wrażenie. Samochód można podziwiać w Muzeum Mercedes-Benz w Stuttgarcie.